


Dzisiaj mam dla Was pyszne curry z dynią i ciecierzycą a przepis zamierzam Wam podać w nieco luźniejszej formie niż dotychczas. Szczerze mówiąc gdybym zachowywała się tutaj jak w „realu” to pewnie już dawno byłabym sławna! Gdyż byłoby to coś pomiędzy Drunk Kitchen, Food Emperorem a Ellen DeGeneres Show z domieszką Chujowej Pani Domu i Przygód Oli Radomiak z Piotrkowa Trybunalskiego. No ale to już musztarda po obiedzie, może kiedyś będę miała stronę pod innym adresem, gdzie będę mogła być całkowicie sobą, a tymczasem czyta mnie rodzina, adres mają też prowadzący ze studiów, więc nie ma co szaleć!
Słuchajcie, żarcie to jest takie dobre, że sobie język poparzyłam jak próbowałam gryźć przed połykaniem. Zaskoczyło mnie to, bo ja ani taka do curry za bardzo, ani do dyni ani orientalnych smaków. A tu boom! Jedzeniowy orgazm! A wiecie ile się robi takie jedzonko? Kurczę, 25 minut, przysięgam. I to łącznie z dojeniem mleka z kokosów, bo po co macie kupować to w puszkach, jak sobie liczą za nie min. 8zł – patola. Zaczynamy!
Składniki:
(podaję ilość na dwie osoby – specjalnie dla Was przemnożę moją porcję, bo ja jestem samolubem i robię tylko dla siebie, a tak na dwie osoby to zawsze lepiej wygląda, jakbyście nie byli sami na tym świecie i ktoś chciał jeść to, co zrobicie)
Przygotowanie:
Najpierw zalejcie Wasze wiórki kokosowe 2 szklankami wrzątku i odstawcie na 10 minut przynajmniej. Po czym zmiksujcie całość blenderem i odcedźcie mleko od pozostałości kokosa.
Na rozgrzany olej wrzućcie pokrojoną w piórka/kostkę cebulę i posiekany czosnek. Po chwili dodajcie przyprawy i smażcie 2-3 minuty. Teraz kolej na dynię pokrojoną w kostkę. Wymieszajcie wszystko w garnku i zalejcie Waszym wydojonym z kokosów mlekiem. Gotujcie to ok. 10 minut, po czym dodajcie ciecierzycę i zostawcie na ogniu kolejne 5 minut. Po wyłączeniu doprawcie solą, pieprzem i sokiem z cytryny oraz dodajcie zieleninę. Wasze danie gotowe! Nie poparzcie sobie jamy ustnej zbyt szybkim pałaszowaniem.
Zdjęcie jak zwykle bez szału, bo fotografowanie jedzenia to nie jest moja działka. Po skończonej sesji w ogóle się okazało, że miałam włączony na aparacie tryb nocny… =)
PS Ej, a znacie tę fajną piosenkę o kokosie? Kliknijcie TUTAJ a usłyszycie pieśń, którą puściłam na studiach II stopnia przed wyświetlaniem mojej prezentacji o właściwościach kokosa. Tak. Jestem niepoważna.